Geoblog.pl    tonicc    Podróże    2009 Ameryka Południowa    No comment
Zwiń mapę
2009
04
lis

No comment

 
Peru
Peru, Aguas Calientes
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 17589 km
 
Po powrocie z Machu Picchu skierowaliśmy swoje kroki do restauracji, gdzie nasz Pedro "rezydent" miał nam zostawić bilety powrotne do Cusco...

Pierwszy raz byliśmy tam o 13.00 i Pedro powiedział, że będą one gotowe na 15... Ok... Poszliśmy więc coś zjeść... Ku przestrodze - w każdej restauracji doliczają sobie jakąś kasę za obsługę... Szkoda tylko że nigdzie nie ma takiej informacji i czekało nas lekkie zaskoczenie przy czytaniu rachunku... W naszym przypadku było to 5 Soli za osobę...

O 14 dołączyli do nas Marcin z Bartkiem i znowu po bilety... Teraz już nikt nie wiedział gdzie jest łosiek Pedro... No i się zaczęło...

Chłopcy zaczęli rozmawiać z szefem restauracji, który twierdził, że nikt nie zostawił żadnych biletów... Bartek chwycił za telefon i zadzwonił do naszego Marlon´s Travel... Bardzo miła pani powiedziała, że bilety będą za godzinę... Ok... Czekamy dalej...
Po godzinie nic, więc kolejny telefon... Tak, tak - bilety będą za 20 min...

W międzyczasie przyszli kolejni turyści z podobnym problemem, więc awantura na maksa... Jednej parze kazali spać w tej wosce, bo biletów nie ma i nie będzie, a dziewczyna w płacz, bo następnego dnia miała samolot do domu... Czad...

Po kolejnej godzinie oczekiwań dzwoni telefon w restauracji... Wow... Nasze bilety idą faksem... Niestety przeszły tylko 4 a nie 5 bez mojego... Więc od nowa tłumaczenie, że to nie tak i wyobraźcie sobie literowanie przez telefon Hanna Greupner-Skrzydło, bo bilety były imienne :) Po kolejnych 40 minutach bilet przyszedł... Oczywiście żadne imię i nazwisko się nie zgadzało...
Bartos Kreciek
Ewa Itaeko
Robert Grupner
Janna Gripner
Marlon Skrzytlo

Ale były, chociaż adrenalina 100% :)

Na końcu szef restaurcji wystawił nam rachunek 5 Soli za faks !!! Podsumowując mamy zapłacić 5 zł za to, że ktoś przefaksował do nas dokumenty, które powinny na nas czekać w oryginale... I Bartek już nie strzymał psychicznie... Wszyscy zostali wyzwany od debili, fucków, killów, krejzolów itd... Oj było ostro włącznie z tym, że rachunek za faks został zniszczony i rzucony w twarz szefowi... Nasz Bartuś... Nawet nie wiedziałam, że ma taki zasób angielskiego słownictwa ;)

Po 5 godzinach oczekiwania wkurzeni, ale z biletami wyszliśmy z restauracji... I na peron... Niestety każdy miał miejsce w innym wagonie... Tak i tak szczęście nam dopisało, że nie musieliśmy tam spać...

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
tomi
tomi - 2009-11-07 19:52
No proszę to się nazywa adrenalina...takiej przygody to w Europie raczej się nie przeżyje !!! Na szczęście macie w grupie wygadanego Bartosa i Marlona no i Was nikt nie wy.... :D
 
ania
ania - 2009-11-12 21:11
Normalnie jakiś dzień świastaka... U nich zdaje się to zawsze tak działa i awantury turystów mają wkalkulowane w biznes z MaPi
 
 
tonicc
Hania i Marcin
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 110 wpisów110 76 komentarzy76 807 zdjęć807 3 pliki multimedialne3
 
Nasze podróżewięcej
14.10.2010 - 31.10.2010
 
 
23.10.2009 - 15.11.2009