Geoblog.pl    tonicc    Podróże    2009 Ameryka Południowa    Stolica
Zwiń mapę
2009
31
paź

Stolica

 
Peru
Peru, Lima
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15366 km
 
Faktycznie bus bardzo wygodny... Duże, rozkładane do 160 stopni fotele i całkiem niezłe jedzonko... Ale po tylu godzinach podróży nawet taki środek transportu się znudzi...

Droga między górami, kręta, piaszczysta... Nawet raz musieliśmy czekać, aż spychacz usunie wydmę z autostrady, bo troszkę ją przysypało...Co jakiś czas po prawej wyłaniał się ocean i zieleń, wiec widoki superstyczne...

O 11 dotarliśmy do Limy... Ogromne miasto, które niestety nie ma alternatywnego transportu niż drogi, więc są maksymalne korki... Trzeba mieć nie lada nerwy, żeby się przedostać z jednej dzielnicy miasta do drugiej...

Wcześniej zrobiliśmy rezerwację w polecanym Hotelu Espana, więc chociaż raz czekał na nas pokój :) Bardzo ładne miejsce w stylu kolonialnej hacjendy... Wszędzie obrazy, rzeźby, gadające papugi i śmigające między nogami ogromne żółwie ;)

Pierwsza czynnością jaką wykonaliśmy, to wizyta w pralni, żeby chociaż troszkę pozbyć się naszego rybnego zapachu...

Po prysznicu - zwiedzanie miasta... I dziwnym trafem zaczęliśmy od pobliskiego bazaru i małych zakupków :) :) :)

Stare miasto przepiękne... Wokół Plaza Mayor rozmieszczono trzy główne gałęzie władzy: Pałac Prezydencki, Urząd Wojewódzki i of course Katedra... Nawet udało nam się uczestniczyć w ślubie, ale niestety tu nie mają w zwyczaju robić bramek po alkohol ;D

31 październik to tutaj oczywiście Hallowen... Pełno biegających, poprzebieranych dzieciaków z dyniami, zbierających cukierki... Gwarno, tłoczno i wesoło... Po prostu porządna fiesta...

Po przyjściu do pokoju okazało się, że mamy gościa... Żółwiowi znudziło się spacerowanie po hotelu i szukał noclegu na waleta... Ku jego niezadowoleniu odniosłam go na miejsce :)

Troszkę ciężko było zasnąć, bo sąsiedzi imprezowali przy maryścce i wydawało im się że tworzą fantastyczny boys band... Niestety tylko im się wydawało... Ale spoko - korki do uszu i daliśmy radę :)

------------------------------------------------------------------------------------------------------

1.11

Znowu wstaliśmy skoro świt... Tym razem sen przerwała nam gadająca głupoty papuga :) Pyszne owocowe śniadanko i ruszyliśmy na podbój Limy z naszym peruwiańskim przewodnikiem Pedro... Gostek studiował w Polsce, więc bardzo dobrze zna język i poopowiadał nam co nie co o Peru...

Marcin się uparł, żeby zacząć od zobaczenia stacji kolejowej Malinowskiego... Aktualnie budynek główny odrestaurowano i znajduje się tam biblioteka... Ewcia wpisała nas do Księgi Gości, bo przecież jesteśmy dumni z naszego rodaka :)

Później tour taksówką do Huaca Pucllana zobaczyć Templo de Adoradores del Mar... Był to pierwszy duży ośrodek kultu Peruwiańczyków, gdzie zbudowano wysoką piramidę do składania ofiar... Z kobiet!!! Zobaczyliśmy też jak rośnie koka i troszkę udało nam się ją oskubać :) Były też lamy (ta najbardziej zakręcona miała na imię Pako) i nagie psy peruwiańskie... Wyglądają mega groźnie, a są łagodne jak Lee... Robert już pytał się o szczeniaki, bo chce założyć hodowlę w Polsce :)

Następnie dwukilometrowym spacerkiem dotarliśmy do dzielnicy Miraflores, znajdującej się nad samym oceanem... Tutaj już czyściutko, śliczne widoki, inna kultura... Ewa z Marcinem mieli ogromna ochotę skorzystać z lotu paralotnią nad Pacyfikiem, ale zostali przegłosowani :)

Bardzo mi się nie podoba, że tutaj we wszystkich oknach domów są kraty... Niby takie zabezpieczenie przed terrorystami... Super chata, a czujesz się jak w wiezieniu...

Po ochach i achach jak tu ładnie, udało nam się pojechać do dzielnicy Villa Maria del Triumfo, czyli dzielnicy slumsów... Niesamowity kontrast, a tak blisko... Taksówkarz był naszym ¨aniołem stróżem¨i wprowadził nas na największy w Ameryce Łacińskiej cmentarz Nueva Esperanza... Byliśmy tu Gringo i dzięki niemu mogliśmy się tu w ogóle poruszać... Dzień Wszystkich Świętych w Ameryce obchodzony jest zupełnie inaczej niż w Polsce... Rodziny zmarłych siedzą nad grobami i świętują razem z nimi... Jedzą, piją, grają, tańczą... Balanga na maksa... Ci co mieli liczną rodzinę i z każdym chcieli się napić piwa, już byli lekko nieprzytomni... Nawet nie myśleliśmy, że uda nam się to zobaczyć... Niesamowite przeżycie...

Wracając do centrum zatrzymała na policja... W sumie mieli powód, bo jechaliśmy taksówką w siedem osób... Kierowca dostał jednak mandat 10 Soli tylko za to, że ja i Marcin siedzieliśmy z przodu na jednym siedzeniu i nie mieliśmy pasów... A przecież ich uczą, że trzeba zapinać turystów :)

Zmęczeni dotarliśmy do hotelu, kolacja w bardzo fajnej restauracji Acllahuasi, sangria i do łóżka... A za oknami gwar i muzyka, bo przecież fiesta trwa cała noc... O 4.15 bus do Ica... Koszt 45 Soli za osobę...
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
tonicc
Hania i Marcin
zwiedzili 13% świata (26 państw)
Zasoby: 110 wpisów110 76 komentarzy76 807 zdjęć807 3 pliki multimedialne3
 
Nasze podróżewięcej
14.10.2010 - 31.10.2010
 
 
23.10.2009 - 15.11.2009