Going to...
Witamy po dluuuuuższej przerwie... Niestety wystąpiły problemy z netem :)
Skierowaliśmy swoje „kroki”do miejscowości Kasane, która leży na granicy Chobe National Park... Jest to miejsce gdzie graniczą ze sobą cztery państwa: Botswana, Namibia, Zambia i Zimbabwe... Zrobiliśmy jedzeniowe zakupki, zjedliśmy pizzę z kurczakiem i pieczarkami ale bez pieczarek bo zabrakło i dawaj szukać noclegu...
Po odwiedzeniu kilku campów, rozłożyliśmy się na Toro Safari Lodge... Koszt 70 Puli od łebka... Błyskawiczny prysznic i już za chwilę wsiadaliśmy do łódki na 1,5 godzinny rejs po Chobe River za promocyjną cenę 80 puli za osobę... A tu wokół hipopotamki!!! Niestety nasz sternik omijał je szerokim łukiem, bo są to jedne z najgroźniejszych zwierząt... Potrafią wytrzymać pod wodą 6 min, szybko podpływają do łodzi i potrafią ją bez problemu przewrócić... Ale by były fotki ;)
Później pojechaliśmy zobaczyć jak wygląda transport promowy z Bostwany do Zambi... Są niesamowici... Na prom wchodzi średnio jeden dziewięcioosiowy tir + dwie osobówki... Przy czym wypisują mnóstwo jakiś dziwnych papierków, a potem się dziwić, że czeka się tam na przeprawę 7 dni... No cóż...
Wracając widzieliśmy polskie boćki... Na 100% były od nas ;)
Po powrocie do campu chłopaki zabrali się za rozpalanie grilla... Po 40 minutach walki i rozebraniu połowy płotu oddzielającego nas od dziczy, ogień rozpłonął :) Były pyszne szaszłyki, cebulka, bakłażan, tościki i mniej smaczne mięsko... Mieliśmy też dwóch towarzyszy: Ola zajęła się dokarmianiem kotka, a Kasia – pieska... I dyskusje na temat wyższości psów nad kotami i odwrotnie... To chyba po tym ichniejszym winku rocznik 2010 :)
Teraz spanko... Idę do swojego Grant Hotelu, który przygotował mi mój osobisty Mąż ;)
Dobranoc...
------------------------------------------------------------------------------
2010-10-21
Hej,
Dzisiaj był baaaardzo intensywny, pełen pozytywnych emocji i wrażeń dzień :) Zebraliśmy się z campu i pojechaliśmy nasza Toyotką 4x4 do Chobe National Park... Leży on wzdłuż rzeki Chobe na nieodgrodzonym terenie w Namibii i Botswanie... Wjazd kosztuje 120 Puli od osoby + 50 Puli za samochód... Od 11 do 19 z odpowiednim zapasem wody jeździliśmy wśród zwierząt... W sumie ok. 60 km po wyboistych drogach ... Było po prostu cudnie!!!
Żyrafki, słonie, antylopy, bawoły, zebry, guźce, małpki, różniste ptaki i to wszystko wokół nas na wyciągnięcie ręki... Udało nam się również wypatrzeć odpoczywającą pod drzewem lwicę! Nawet przewodnik na bramie wjazdowej nie chciał nam uwierzyć i pokazywaliśmy mu zdjęcia...
Najpiękniejsze widoki był przy rzece, gdzie można było zobaczyć wszystkie animalsy razem, m.in. 50 kąpiących się słoni... Wow! Niezapomniane przeżycie :)
Wybraliśmy też sobie parkową maskotkową żyrafkę, której nadaliśmy imię Blachara, bo jak tylko Marcin podkręcił obroty silnika, to od razu na nas patrzyła „z uśmiechem” ;)
Mieliśmy także okazję poobserwować bezwzględne prawa natury... Jednego martwego słonia objadały krokodyle, a drugiego wredne sępy... Smrodek na maksa... Obrzydlistwo...
Z parku wyjechaliśmy jako ostatni i całe szczęście udało nam się dojechać do Chobe Safari Lodge przed zachodem słońca... Wracając drogę zagrodziło nam przechodzące przez ulicę stado słoni, a później hienka... Powiem szczerze że mało urodziwe stworzenie ;)
Teraz zjedliśmy kolacje i wykończeni, ale szczęśliwi, idziemy spać...
Słodkich snów :)
P.S. Buziaczki dla Klary ;)
-----------------------------------------------------------------------
2010-10-22
Dzień dobry,
Jest 7.05... Właśnie wstałam... Reszta ekipy zwlokła się na wschód słońca... Podobno nothing special, więc jakoś mi nie żal tych paru dodatkowych minut snu :)
Chobe Safari Lodge to 4**** hotel, gdzie oprócz ekskluzywnych domków, są równie ekskluzywne miejsca campingowe (prawie)... Więc po co przepłacać ;) Za to jest tu śliczny basen i zaraz po śniadaniu mamy zamiar z niego skorzystać :) A co sobie będziemy żałować :)
Dzisiaj przed nami długa droga... Trzymajcie kciuki...
***
Phii... Co to za wielce luksusowy hotel, który nie ma neta... No cóż...
Z basenu prawie nas nie wyrzucili... Niby otwarty od 6.00 do 18.00, my przychodzimy o 8.00 a tu facet go czyści... Typowym tempem dla tutejszych ludzi, czyli blank wolnym... A wczoraj jak przyszliśmy o 19, to już było za późno... No to Marcin że speak with menager, bo my tak i tak wskoczymy... I tak też zrobiliśmy :) :) :) Fajnie było...
Z campu wyjechaliśmy ok. 11...