Na granicy wkurzyli nas na maksa, bo okazało się, że oprócz wizy 30$ za osobę (czyli 150$), musimy zapłacić podatek wjazdowy 50$, podatek samochodowy 10$, podatek od spalin 15$ i specjalne ubezpieczenie samochodu od ewentualnej kradzieży 50$... Jakaś masakra...
Z niezbyt miłym nastawieniem przekroczyliśmy granicę, a tu... SŁONIE!!! Całe stadko... I jakoś humory powróciły i w ogóle od razu fajniej :)
W deszczu dojechaliśmy do Victoria Rest Campu, oddalonego od granicy o jakieś 80 km... Niestety po zmroku... Życie...
Całe szczęście udało nam się wynająć dwupokojową chatkę z czterema łóżkami za 67$... To nic że zanim dobiegniemy do łazienki, to jesteśmy już cali mokrzy, ale przynajmniej nie zwieje nam namiotów ;)
Teraz robimy kolację... Nudle z sosem, gotowane na gazowych palnikach w pokoju... Do tego Wine of South Africa rocznik 2010 i jest bosko :)
------------------------------------------------------------------------------------------
2010-10-19
Dzień dobry,
Jednak spanie w luksusach to nie dla nas... Co z tego że śpisz w łóżku, jeśli w pokoju jest tak ciepło, że nie dasz rady zasnąć... A już o komarach nie wspomnę!!!
Tak więc wstałam sobie o 5.40, poszłam do łazienki przywitać się z moim kolegą – tłustym pająkiem, z którym zapoznałam się podczas nocnego siku... Spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i w związku z tym, że on był tam pierwszy – ustąpiłam :)
Na terenie campu mamy swojego guźca z maleństwami... Są super, ale trzeba uważać na mamusię, bo patrzy spod byka jak tylko ktoś się zbliży... Ale od czego jest teleobiektyw ;) I mnóstwo małpek, które skaczą między domkami i czekają, aby coś zakosić ze stołu ;)
Zaraz robimy śniadanko i śmigamy na Wodospady Wiktorii...
Buziaki
***
Wodospady Wiktorii czyli po ichniemu Mosi-Oa-Tunya – po prostu wow!!! Ciężko opisać feeling tego miejsca... Niesamowite widoki, piękne tęcze, potęga... Jest to wodospad 2x wyższy od Niagary... I fantastyczna pogoda :)
Zambezi National Park otwarty jest od godziny 6.00 do 18.00... Jednorazowy wstęp kosztuje 30$ lub 25 Eu... Trasa ma 2 km, co daje ok. 2 godzin pieszej wędrówki... My spędziliśmy tam całe popołudnie... Było superstycznie :) :) :)
Z całego dnia najbardziej męczące było dojście do i z wodospadów... Co chwilę ktoś za nami szedł z suvenirami za gut price... I byli bardzo nachalni... No cóż...
Teraz padnięci wróciliśmy do campu... Na kolację planowane są sandwiche :) Dzisiaj śpimy już normalnie, czyli w namiotach... Hmm... Ciekawe kto tym razem „wygra” w UNO, a tym samym spanie na ziemi...
Dobranoc...
----------------------------------------------------------------------------------------------
2010-10 -20
Dzień dobry bardzo,
Nareszcie się wyspałam... Wstałam DOPIERO o 8.00, bo już było za ciepło w namiocie (spaliśmy w Grancie na materacach „wypożyczonych” przez Marcina z basenu)... I tej nocy nie użarł mnie żaden moskito... Ani krotonóg (to takie długie, czarne, twarde badziewie ala stonoga i tak ją sobie nazwaliśmy)... Sukces na całej linii :)
Kasia za to długo nie umiała zasnąć, bo szum Wodospadów Wiktorii przypominał jej odgłosy z Trasy Siekierkowskiej... Ta to ma wyobraźnię ;)
Mamy dzisiaj luźniejszy dzień, po planujemy wyjechać z campu dopiero ok. 13... Tak więc zrobiłam pranie... Najmniej praktyczna rzecz to dwa oddzielne kramy do ciepłej i zimnej wody... I zrób tu mieszaną wodę... Teraz muszę tego prania pilnować, bo obozowe małpy gustują w damskiej bieliźnie turystek...
Na śniadanie przyszła do nas mama guźcowa, więc poczęstowaliśmy ją ichniejszymi, mało smacznymi bułkami i jabłkami... Szkoda, że jeszcze nie przyszły dzieci, bo Ola zaproponowała, że zetrze im jabłuszko na tarce :)
Jest dopiero 9.18, a słońce już grzeje na maksa... Zaraz idziemy na basen popływać... Tylko Katarzyna się waha, bo już od pierwszego noclegu Zimbabwe o jej względy zabiega rafting boy Buła Buła... Marcin chciał go zrazić i powiedział, że Kasia przynosi pecha i dlatego jest sama... Ciekawe czy to pomoże... We will see ;)
Buziole i do usłyszenia później
P.S.1 Młody navi działa super... Szacun :)
P.S. 2 Proszę zwrócić uwagę na liczbę przejechanych kilometrów ;)
P.S. 3 Czy wspominałam już, że po złożeniu naszego namiotu okazało się, że spałam w baaardzo bliskim sąsiedztwie całej rodziny krocionogów sztuk 12... Świetnie...
Wyjechaliśmy z campu szczęśliwi, że jedziemy do Botswany... Jakoś tu tak drogo i mało sympatycznie... A do tego po drodze do Kazunguli zatrzymała nas policja za przekroczenie prędkości... Było ograniczenie do 80 km/h, a Marek zapodał 106 km/h.... Jak się przekroczy magiczną cyfrę 20 km, to odtransportowują Cię do ich office i jest big problem... Więc Marcin włączył swój urok osobisty oraz ściemnianie i po wielu trudach z 200$ łapówki zbił na 60$ i nas puścili... Kochane Zimbabwe...