Po dwóch godzinach jazdy dotarliśmy do Transkalahari Camp w Gobabis (po naszemu Gołe Baby)... Mamy fantastyczne miejsce na pustyni, z miejscem na BBQ i najważniejsze z własną łazienką!!! Ten luksus kosztuje tylko 60 N$ per person + 40 N$ za Toyotkę...
Rozłożenie campu zajęło chłopakom godzinę wraz z rozpaleniem grilla i uruchomieniem systemu ciepłej wody pod prysznicem - DBPW (czytaj: drzewnego bojlerowego podgrzewacza wody)...
Na kolację Marcin „po prostu gotuj” usmażył nam pyszne mięsko z kudu + gorący kubek z Polski... Pychotka :)
Teraz delektujemy się drinkiem „Afrykański mix”, który składa się z ichniejszej wódki + wszystkie resztki napojów, które nam pozostały... Barman Marek spisał się całkiem nieźle... Zobaczymy co będzie rano ;) I gramy w UNO...
Dochodzi 21 a my już padamy... Jeszcze tylko losowanie zapałek, kto śpi w namiocie na ziemi i idziemy spać...
Dobranocki :)
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------ -
2010-10-17
Dzień dobry bardzo :)
Pierwsza nocka za nami... I żyjemy! Nikt nas w nocy nie wyniósł ani nie zjadł ;)
Wieczór skończyliśmy o 22, bo bardzo nam się spodobało mixowanie drinków... Kasia w UNO wygrała spanie w namiocie naziemnym, ale zrezygnowała na rzecz spania w samochodzie...
Noc... Hmm... Najpierw było bardzo gorąco.... W nocy temperatura tak spadła, że każdy ubierał polarek... Ja of course skarpetki ;) I wszystko słychać... I jak tylko ktoś się w nocy obróci, to od razu całe autko się buja... Dziwnie tak jakoś...
O 8 słoneczko i temperatura w namiocie zmusiła nas do pobudki... Prysznic, pyszne śniadanko – sandwich z serkiem i salami z kudu, poskładanie campu i powoli zbieramy się do wyjazdu... Przed nami Botswana i 620 km drogi...
Jest czadowo ;)