znowu my... tym razem z Agry...
Nie zmienia sie tylko to że uffffffffffff jak gorąco (coraz bardziej) i o dziwo nasze żołądki jeszcze nie oszalaly (puk puk, nie zapeszam, dziś całą noc w pociągu, więc byłoby trudno).
Wczoraj wielkie spotkanie z wielkim zjawiskiem - czyli Taj Mahal, zdzierstwo na obcokrajowcach - 750 rupii (w bilecie wliczony przewodnik) zdjęcia rodzinne mamy juz zapewne w kilku albumach hinduskich...), skarpetki i woda gratis.
Ale i tak warto, cud to cud!... obroniły się wyobrażenia, obrazki z albumów, niestamowity rozmach a zarazem powalająca misterna robota keżdego detal... Nie przeszkadzała nawet niespodzianka braku wody w sadzawkach (nikt nie informuje, że w soboty, po piątkowym sprzątaniu nie napełniają...). Zadziwia idealna wprost symetria całości. Złudzenia optyczne - zabawne ciekawostki - a to gmach wedruje z toba, gdy w odpowiednim punkcie podbiegbiesz wpatrując się wen, a to materia wypukła zdaje się być, choć plaska...
No i fakt, ze to mauzoleum... miał szach Dzahan rozmach, trzeba przyznać. Jak takie rzeczy wynikają z ąalu, to co mogłoby powstać z poczucia pełni szczęścią?!
Poza tym ryż, jaszczurki w hotelowym pokoju, skwar i pływamy we własnym pocie... uffffffff