To była dłuuuuuuuga podróż... Najpierw bus spoźnił się godzinę i oglądaliśmy na dworcu film o katastrofie lotniczej... Taki dowcip dnia...
A później 14 godzin w autokarze... Zmęczenie, niewyspanie i bardzo liczne zakręty spowodowały, że nie czuliśmy sie najlepiej... Zaczynała nam się choroba lokomocyjna, ale daliśmy radę...
Widoki za oknem piękne... Strome góry, małe wioski na zboczach, kolorowo ubrani Peruwiańczycy, tu lama, tam koza... Wszystko dziwne i inne... I tak wlaśnie miało być... :)
W Cusco czekał już na nas Jesus z taksówką i pojechaliśmy do Hotelu Marlon´s House... Bardzo klimatyczne miejsce... Na dzień dobry podano nam herbatke z koką i liście koki do żucia... Tutaj jest to normalne... Takie ichnie tik taki :) W pokoju też mamy cały zapas na jutrzejszą wyprawę na Machupicchu... Proszę jacy gościnni ludzie :)
Rozładowaliśmy plecaki, część rzeczy do pralni i do centrum Cusco w poszukiwaniu jakiegoś dobrego jedzonka... Miasteczko ciekawe, bardzo ładny rynek, na którym dzisiaj odbywał się pochód dzieci w strojach ludowych... Po prostu magia kolorów i uśmiechów...
Jest tutaj już więcej turystów i automatycznie ceny też idą w górę... Jednak zakupki zdecydowanie zrobimy w Limie :D
Właśnie zaczęło padać i grzmieć, więc szybko wróciliśmy do hotelu... Teraz jakieś piwko (bo Mojitka brak) i idziemy spać... Jutro czeka nas ciężki dzień... Ale będzie cudnie ;D
Dobranoc