Do wypożyczalni dotarliśmy o 10.58... W ogóle cały wyjazd był taki na styk :)
Później zakupy, ostatnie gifty i to nie był za dobry pomysł... Tak bardzo polecany bazar na terenie starego browaru to faktycznie klimatyczne miejsce, gdzie można znaleźć wiele ciekawych rzeczy hand made, ale ceny tam są ostateczne, a co za tym idzie wygórowane... No trudno...
I na lotnisko... Tu uwaga - na strefie bezcłowej bardzo fajne sklepiki z pamiątkami bez targowania po fajnych kosztach... O wiele taniej niż w centrum... Wydaliśmy więc ostatnie namibijskie dolary i pożegnaliśmy się z Afryką...
Podróż długa, ale w końcu byliśmy przyzwyczajeni...
Później Monachium, Regensburg, Aue... I koniec przygody...
***
Podsumowując...
Kochani nie bójcie się Afryki!!! Są tam fantastyczne miejsca i bardzo mili, uśmiechnięci ludzie :)
Szczerze powiem, że bałam się tego wyjazdu... Co z jedzeniem, wodą, prądem? Tysiąc pytań i niedomówień... I wszystko było super... Campy są naprawdę dobrze przygotowane, a mało tego - prawie każdy ma basen, więc koniecznie trzeba zabrać strój kąpielowy... Jeśli ktoś nie lubi spania pod namiotem, może spać w lodge... No problem...
W związku z ciągłym podróżowaniem - nie jesteśmy spaleni słońcem żeby nie było niedomówień i rozczarowania opalenizną ;)
Co do zakupków (to mój temat) - warto kupować gifty na bieżąco u miejscowych ludzi, na bazarach, zwłaszcza w Botswanie... Dajecie wtedy zarobić bezpośrednim wykonawcom tych rzeczy, a nie pośrednikom w Windhoek... I jest taniej :)
Podróżowanie swoim środkiem transportu (KONIECZNIE 4X4) umożliwia zobaczenie wszystkiego swoim tempem, na luzie i według własnej wyobraźni...
My wypełniliśmy nasz plan podróży w 100%... A nawet w 120% w bardzo krótkim czasie :) Zrobiliśmy 5990 km po lądzie w dwa tygodnie... I tutaj duży szacun dla Marcina i Marka, którzy na zmianę prowadzili naszą Toytke mimo upału i zmęczenia - zawsze bezpiecznie i do celu... I jeszcze mieli siły rozkładać namioty... Dzięki chłopaki! :)
Wielkie dzięki dla Oli, która mega profesjonalnie przygotowała nasz plan podróży oraz za gotowanie makaronowych pyszności tak, że nie było rutyny :)
Wielkie dzięki dla Kasi, bez której byłoby mega nudno, mniej śmiesznie i w ogóle to nie byłby ten sam wyjazd ;)
Mega duże buziaki dla Marcina, który mnie zabrał do Afryki :) Dziękuję Darlingu!!!
I wielkie dzięki dla Was, którzy czytaliście bloga i byliście tam za nami... Dzięki za troskę i miłe komentarze... Mam nadzieję, że chociaż troszkę potrafiliście sobie wyobrazić te miejsca i przygody Teamu Gyraffa 69 :)
Buuuuuuuuuuziaczki